Co z tymi kursami wakacyjnymi?

Chodzić? Nie chodzić? Warto? Czy poczekać do października? A czy to ma w ogóle sens? Może korepetytor na okres wakacji albo Native Speaker, a może kurs w szkole językowej albo jakiś online? Opcji jest bardzo dużo i jaką wybrać dla siebie?

Na zachodzie latem szkoły pękają w szwach. Może warto zadać sobie pytanie: Dlaczego? Na samym początku należy sobie uświadomić, że nic samo się nie dzieje. Dużo ludzi zapisuje się na roczne kursy stacjonarne, chodzi dla samego chodzenia i oczekuje imponujących efektów. A nie tędy droga. W XXI wieku liczą się dwie rzeczy czas i jakość.

  1. Czasu mamy nie za wiele i nikt nie lubi go marnotrawić.
  2. Jakość jest w cenie i ludzie są w stanie zapłacić grubą kasę.

Z mojego doświadczenia wynika, że naprawdę sporo uczniów uczęszczających  na zajęcia przez cały rok szkolny robi postępy ale naprawdę pomalutku. Winy należy dopatrywać się po oby stronach zarówno u ucznia jak i lektora.  Gdyby lektor prowadził zajęcia w ciekawe sposób i był wymagający to udałoby mu się utrzymać wysoki poziom zaangażowania ucznia na zajęciach. Natomiast uczeń musiałby skończyć z wymówkami. Od października do czerwca kreatywność uczniów nie ma końca. Znajdą tysiąc powodów, dlaczego nie ma zadania domowego, nie przeczytał artykułu na kolejne zajęcia czy nie zrobił ćwiczeń. Ponieważ prowadzę szkołę językową i po 6 latach zauważyłam pewną tendencję uświadomię, co poniektórych, jak to u nas wygląda i opiszę pewien schemat, który już na stałe utarł się w naszym społeczeństwie.

Semestr zimowy – Październik na hura, super jest pełna motywacja szukamy szkoły językowej, albo korepetytora i zaczynamy naukę. W listopadzie jednak wielu z nas porwało się z motyką na słońce, ponieważ okazuje się, że nie ma na te spotkania czasu. Niektórzy po prostu mają świadomość, że jeśli sami się nie przyłożą, nic z tego nie będzie i szkoda ich pieniędzy i czasu lektora. Czasem dopada nas jesienna melancholia i depresja, więc porzucamy pomysł nauki języka. W grudniu to czyste szaleństwo trzeba zorganizować wigilię i kupić prezenty. Odwiedzić znajomy i może jakieś wakacje typu last minute, bo po sezonie jest taniej. Zajęcia językowe to jedno z tych zajęć, które można przesunąć na liście priorytetów.  W styczniu jeszcze dobrze się nie rozpędzimy po wigilijnej rozpuście, a już ferie zimowe i znowu wyjazdy z rodzinką albo natłok pracy i liczne nadgodziny. W końcu początek roku kalendarzowego trzeba się ostro wziąć do pracy. W miesiącu zakochanych to jakoś dni brakuje, bo ten luty taki krótki i z niczym nie wyrabiamy.

Semestr letni – W marcu w oczekiwaniu na wiosnę mamy moment zawieszenia, natomiast jak już bliżej świąt Wielkiej Nocy to dopada nas przesilenie wiosenne i biomet jakiś taki niekorzystny. Dla tych, którzy nie zdążyli jeszcze wypocząć idealna pora na wakacje. Druga połowa kwietnia, jeszcze przed sezonem to nie będzie za gorąco i cena kusząca. W końcu przyszła ta wiosna i sezon na grilla należy rozpocząć. Majówki, weekendy i wycieczki. Góry są takie piękne wiosną. I nim się obrócisz mamy czerwiec i końcówkę roku.  To może dajmy sobie już spokój. Brzmi to znajomo? TO NIE ŻART!  Rok szkolny bywa taki zakręcony i mamy przecież tak dużo do ogarnięcia. Odrabianie zadań domowych z dziećmi, liczne zajęcia dodatkowe naszych pociech  i swoje oraz czas, który przydałoby się poświęcić na rozwój osobisty. Natłok obowiązków naprawdę nie pozwala na efektywną naukę!

IMG_20160627_191908Może dlatego warto rozważyć naukę w wakacje. Dzień jest taki długi, lektorzy mają pełną dyspozycję i oferty zazwyczaj są ciekawsze, aniżeli w roku szkolnym. Latem człowiekowi chce się więcej. To jak dieta cud. Jak działa już od pierwszych tygodniu od razu jesteśmy bardziej zmotywowani i jest szansa, że będzie w nas więcej sił aby utrzymać efekt. To co? Może warto sprawdzić oferty szkół i przez najbliższe miesiące wakacyjne podszkolić język? Życzę słonecznych, ciepłych i bogatych w miłe doświadczenia letnich miesięcy.

Halt die Ohren steif!!!

9 myśli w temacie “Co z tymi kursami wakacyjnymi?

  1. Hamak Life pisze:

    Warto! Z moich obserwacji język najlepiej przyswaja się w formie intensywnej – w pełnym zanurzeniu. 3 miesiące wakacyjnego kursu z zajęciami codziennie po kilka godzin w obszarze językowym, którego dotyczy, według mnie przekłada się na 3 lata zajęć 2 x w tygodniu, a nawet nie jestem pewna, czy można dokonać takiego porównania. Biorąc się za kolejny język, w ogóle bym nie rozważała opcji w Polsce w wariancie typowym. Chyba, że ktoś nie może wyjechać, ale nawet w tym przypadku min. 3 x 45 minut każdego dnia, a w domu oglądanie filmów, słuchanie radia, piosenek. Rozkładając naukę na lata i niską częstotliwość ryzykujemy, że do końca życia będziemy niedouczeni, o czym zresztą piszesz, przedstawiając model fluktuującej motywacji 😉

    Polubienie

  2. Kamila Kołodziejczak pisze:

    Uczyłam się niemieckiego w szkole średniej i niestety nie umiem go zbyt wiele. 45 minut raz w tygodniu to kropla w morzu potrzeb by nauczyć się języka. Dlatego taki kurs jest fajnym rozwiązaniem, ale niestety nie dla każdego bo to kosztowana zabawa.

    Polubienie

    • Magda pisze:

      „Edukacja to nie wydatek, to inwestycja” Larry Winget – coś w tym jest. GWarantuje, że można znaleźć coś korzystnie cenowo. Ciężko jednak w obecnych czasach zawojować świat bez języka.

      Polubienie

  3. blogierka pisze:

    Pomysł z kursem w wakacje ma dla mnie dużo sensu, bo w roku szkolnym jest dokładnie tak jak piszesz- wymówki za wymówkami. Ale o dziwo w PL nie są popularne wakacyjne kursy, przynajmniej te stacjonarne imo.

    Polubienie

Dodaj komentarz